środowisku, poczułem do niego coś w
rodzaju sympatii. Przecież go znałem, wiedziałem co robić aby się mu nie narazić.
- Rejony do bólu! - odpowiedziałem. - Młody musi mieć w cyc!
Scyzor roześmiał się widząc jak dobrze pojmuję zasady fali i jakie jest w niej
miejsce młodego kota.
- Co robisz w tej jednostce? - zapytał wyjmując z kieszeni paczkę
papierosów. Niestety paczka okazała się być pusta. Scyzor wyjął więc zapalniczkę i
nie czekając na moją odpowiedź ryknął: - Jeden! Daje tu biegiem!
Na przykrytej brezentem pace ciężarówki zakotłowało się. Nie upłynęła nawet
sekunda a wyskoczył z niej jeden z jego młodych. Podniósł z ziemi czapkę, która upadła
w czasie zeskoku i zamarł w oczekiwaniu na polecenie dziadka.
- Fajkę dawaj! - rzucił Scyzor krótko.
Młody podbiegł i poczęstował go papierosem.
- Dzięki - odburknął niewyraźnie jego dziad dławiąc się wciągniętym
dymem. - Co to za świństwo?
- Od Ruskich kupione - wyjaśnił młody. - Dlatego takie mocne!
- Swego dziadka chcesz otruć?! - złościł się Scyzor. - A kto cię
obetnie?
Młody nic nie mówił. Milczał.
- Wysłali mnie tu na szkolenie - wtrąciłem się. - Mnie i Ryśka
Pindla ze startówki.
- Aha, a my na zintegrowane przyjechaliśmy. Czekamy na Żuka, zaraz
powinien zejść ze strefy.
- Jest Żuk? - zaświtała mi w głowie myśl aby powiedzieć Żukowi o
naszych przejściach w tej jednostce. Dokładniej o pobiciu żołnierzy z brygady w
Warszawie i naszych rozwalonych wozach. Żuk był trepem ale można było mu zaufać. Prędko
jednak porzuciłem ten zamiar w myśl wielokrotnie sprawdzonej zasady, że do każdego
trepa należało mieć ograniczone zaufanie. Musimy sobie z tym problemem poradzić sami,
bez angażowania trepów.
- Jest. Kazał nam poczekać przed bramą - mówił Scyzor z wyraźną
niechęcią patrząc na
|