rękawicę rozsmarowywał mu na jajach gęstą i lepką warstwę czarnej pasty do butów. Cały ten incydent nie trwał dłużej niż minutę. W końcu młodzi Scyzora skręciwszy Siepietyńskiemu wór zgodnie z prawidłami sztuki mistrzowskiej, czyli trzy i pół obrotu w prawo i ani odrobiny więcej, wypuścili go ze swoich stalowych objęć. Siepietyński zerwał się z ziemi, naciągnął spodnie i trzymając je w garści, klnąc i odgrażając się, pognał w kierunku dywizjonu.
-    Brawo chłopaki! - chwalił swoich ogrów Scyzor. - Znakomicie się spisaliście. Odwołuję dzisiejszą wnikająca na świetlicy!
Młodzi odpowiedzieli wyrazami podziękowania i aprobaty dla decyzji ich dziada.
-    Z powrotem wskakują na pakę! - krzyknął. - Żuk zaraz przyjdzie. Za chwilę odjeżdżamy!
-    Nawet nie masz pojęcia komu skręciliście wora - zwróciłem się do niego. - To był tutejszy Król Fali!
-    Jebie mnie to! Może se królować na nocniku. Nie będzie mnie taki patałach znieważał! - wołał z podenerwowaniem. - Mnie Scyzora na glebę chciał rzucić! Drewniak!
Wkrótce szybkim energicznym krokiem nadszedł Żuk. Widząc że samochód z odpalonym silnikiem czeka już gotowy do drogi zapytał tylko:
-    Czy wszyscy są obecni?
-    Tak. Wszyscy całe wojsko jest na pace - uzyskał potwierdzenie od kierowcy ciężarówki
-    To jedziemy! - rozkazał.
Idąc do kabiny zauważył mnie i rzucił krótko:
-    No i jak tam młody na szkoleniu?
-    Spoko. Jakoś leci panie poruczniku - odpowiedziałem.
Żuk nawet nie słuchał co mówię. Otworzył drzwi i szybko wszedł do kabiny. Silnik ciężarówki zawył na wyższych obrotach. Wartownik pełniący służbę na tym posterunku otworzył bramę i wkrótce samochód wyjechał z jednostki.

Cisnąłem grabie na ziemię i pognałem na dywizjon. Musiałem jak najszybciej pochwalić się tym jak to skręcono wora i tutejszemu Królowi Fali. Biegnąc chodnikiem z daleka zauważyłem około piętnastoosobową grupę żołnierzy gnających w miejsce gdzie przed kilkoma minutami stała ciężarówka. To na pewno Siepietyński zmontował tę ekipę, aby się


<-wstecz str. 34

dalej->