Zamknąwszy za sobą drzwi odetchnąłem z ulgą. Cieszyłem się, że uzyskałem zgodę na wyjście z jednostki w sobotę ale czułem się w pewnym sensie upokorzony tym, że musiałem o to prosić. Na dodatek trzymałem w rękach to śmierdzące ubranie robocze do wyprania. Ale cóż, przecież sam chciałem  iść falowo a nie regulaminowo...
  
  Idąc do naszej sali  zauważyłem mojego falowca Majcherka czyszczącego buty na palarni. Zwróciłem uwagę na to, że ma wyjątkowo posępną minę. Na ławce obok niego leżał otwarty list zaadresowany bardzo starannym charakterem pisma. Najwidoczniej długo na niego czekał gdyż koperta była mocno rozerwana.
-   Co się stało Majcherek? – wskazałem ręką na kopertę. – Jakieś problemy sercowe?
Majcherek nie spojrzał na mnie tylko  zaczął mocniej pastować but. Pomyślałem sobie, że chyba niezbyt subtelnie zadałem to pytanie. To są delikatne sprawy, łatwo kogoś urazić.
-   Dziewczyna mnie rzuciła – odpowiedział i popatrzył na mnie. W jego oczach widać było łzy. – Po roku bycia razem!
-   Nie martw się. Tego kwiatu to pół światu – próbowałem go pocieszyć. Nigdy mi to nie wychodziło, tym razem chyba też się nie udało.
-   Wszystko przez to wojsko! – mówił Majcherek – gdybym był w domu to nigdy by do tego nie doszło. Wszystko przez to wojsko, to pieprzone wojsko!
-   A co, poznała kogoś?
-   No.
-   Nie martw się, może się jeszcze rozmyśli. Przecież skoro tak długo byliście razem to przecież te uczucia tak szybko nie wygasną.
Majcherek cały czas z posępną miną pastował buta. Chyba nałożył na niego z centymetr pasty.  Widać było, że rozmowa o tym sprawiała mu trudność. Mnie zresztą też.
-   Misiek dał nam swe czarnuchy do wyprania – próbowałem zmienić temat. – Nie chce mu się prać...
-   Ona mówi, że co jej po takim facecie z którym nie może się spotkać. Co ja jej na to poradzę? Przecież jestem w wojsku. Pieprzonym wojsku!

<-wstecz str. 11

dalej->