Kiedy po
unitarce trafiliśmy do jednostki bojowej byliśmy często
zastraszani. Kadra straszyła nas, że jeżeli będziemy podpadać, to
możemy pożegnać się z przepustkami. Stare wojsko straszyło nas tłoczeniem
niesamowitych ilości pompek, sprzątaniem rejonów do trzeciej nad
ranem, przybiciem na drewniaka ( co mogło być najgorszą karą jaka
mogła spotkać młodego żołnierza ). Było też sporo agresji.
Najgorsze były nocne popijochy kiedy to z
co niektórych żołnierzy,
pod wpływem alkoholu, wychodziła tłumiona do tej pory agresja.
Wtedy zaczynały się bójki, kręcenie worów, wysyłanie młodych na
metę. Szły w ruch butelki, którymi rzucano po ścianach, stawiano
łóżka w pion razem ze śpiącymi na nich żołnierzami, demolowano
stoliki, krzesła, wyważano drzwi kopniakami. W izbach żołnierskich
pełno było rozbitego szkła, przemieszanego z wymiocinami.
Napatrzyłem się na to wszystko gdy przez
dwa tygodnie, pełniłem służbę dyżurnego dywizjonu. Trzeba
przyznać, że siedząc za stolikiem podoficera nie czułem się zbyt
bezpiecznie w obecności tych buchających agresją typów, którzy
rozwalali wszystko co im pod rękę popadło. Przez te dwa tygodnie
doszedłem też do wniosku, że trafienie do wojska było jednak
totalną pomyłką. Nie tak wyobrażałem sobie armię, a już to, co
się działo tam po nocach przechodziło moje wcześniejsze, najgorsze
nawet wyobrażenia. Toteż poczułem
wyraźną ulgę, gdy po dwóch tygodniach, zszedłem z ostatniej służby
dyżurnego dywizjonu.
Przez
kilka nocy było trochę
spokoju. Pisałem wtedy jakieś opowiadania,
listy do rodziny a nawet pamiętnik, który później zrobił
prawdziwą furorę na dywizjonie, docierając aż do oficera
wychowawczego. Usiłowałem
coś czytać ponieważ obawiałem się,
że, z powodu braku intelektualnych zajęć, w wojsku wyjałowieje mi
umysł. Jednakże mała biblioteczka w jednostce, prowadzona przez
oficera wychowawczego, zawierała książki prawie wyłącznie na
temat wojska albo historii Polski,
które niezbyt mnie interesowały.
W
zależności od tego, kto pełnił służbę oficera dyżurnego, próbowałem
przespać się na palarni, która znajdowała się w pobliżu stolika
podoficera. Należało spać tak czujnie, aby obudzić się na dźwięk
trzaśnięcia drzwiami, które o tej porze mógł otwierać tylko
kontrolujący służby oficer albo jego pomocnik. Niektórzy żołnierze
opierali o drzwi jakiś patyk albo deseczkę, aby przy ich otwieraniu
było więcej hałasu – głupie to rozwiązanie gdyż oficer od
razu wiedział, że żołnierz ściemnia, ale z drugiej strony nie mógł
go przyłapać na spaniu.
|