-   Musiało go nieźle wycieńczyć – powiedziałem z nutką współczucia w głosie.
-   Nie przejmuj się! To taki upierd, że nie było by mi go szkoda nawet gdyby miał sraczkę przez trzy miesiące.
-   No to chyba musiałby wziąć sobie urlop bo nie da się pracować i mieć taką sraczkę jednocześnie – zauważyłem.
-   Faktycznie! To chyba byłby najbardziej przesrany urlop w jego karierze zawodowej.
Roześmialiśmy się w głos.
-   Dobra. Idę na wartownię bo zaraz wchodzę na posterunek.
-   Tylko nikomu nie mów o tej kawie, bo będziemy mieli naprawdę przejebane!
-   Nie powiem! – zapewnił mnie żołnierz i pobiegł w kierunku wartowni. W chwilę później usłyszałem stamtąd głośny wybuch śmiechu. Czyżby opowiedział im jakiś śmieszny kawał?

  Długo zwlekałem zanim po południu zdecydowałem się zastukać do kancelarii porucznika Żuka. W sumie prawie dopiero co odbębniłem wszystkie wyznaczone za karę służby, a już bezczelnie przychodziłem po przepustkę. Liczyłem na to, że porucznik okaże mi pewną wyrozumiałość wynikającą z faktu, że przecież byłem młodym i nie doświadczonym żołnierzem. A ponadto, co się tyczy pełnionych przeze mnie służb to nikt nie mógł mi niczego zarzucić – kible, które miałem pod swoją opieką były zawsze czyste, a ja sam nigdy nie dałem się przyłapać na spaniu. Miałem więc pewną nadzieję na to, że Żuk zgodzi się wystawić mi przepustkę.

 Kiedy za jego przyzwoleniem wszedłem do kancelarii, siedział za biurkiem i wypełniał jakieś papierki.
-   Panie poruczniku, kanonier Pasławski melduje się z zapytaniem – powiedziałem służbowym tonem stojąc na baczność.
-   Spocznij! – wydał komendę. Odłożył na bok trzymany w ręku długopis i spojrzał na mnie.  - O co chodzi?
-   Panie poruczniku wiem, że ostatnio przegiąłem wtedy na alarmie ale prawie już odbębniłem wszystkie służby i chciałbym wyjść na przepustkę na sobotę wieczorem.
-   Na stałkę?
-   Tak. Mam znajomą w Warszawie. Chciałem się z nią spotkać.


<-wstecz str. 7

dalej->