-   Dobra Pasławski. Służby odbębniłeś, żadnych skarg nie było, więc przepustkę dostaniesz.
Aż mnie zamurowało. Spodziewałem się, że będę musiał go przekonywać, namawiać a tymczasem on zgodził się na to bez najmniejszego problemu.
-   Dziękuję panie poruczniku – nawet nie chciałem mu mówić jak bardzo się z tego cieszę.
Żuk wyjął z szuflady blankiet przepustki i zaczął ja wypisywać.
-   Jak idzie nauka prawa użycia broni? – zapytał.
-   Uczę się panie poruczniku.
-   To dobrze. Od tej soboty młoda jesień wchodzi na warty – Żuk wstał od stołu i wręczył mi przepustkę.
-   Trzymaj, tylko się nie schlej Pasławski, żebym nie musiał cię odbierać z żandarmerii albo izby wytrzeźwień
-   Panie poruczniku,  ja tylko piwo piję i to w niedużych ilościach – odpowiedziałem i odwróciwszy się poszedłem do drzwi. Prawie już dotykałem klamki gdy posłyszałem za plecami:
-   Wróć! A gdzie meldunek?
Odwróciłem się przodem do Żuka i wyrecytowałem.
-   Panie poruczniku, kanonier Pasławski prosi o pozwolenie wyjścia!
-   Odmaszerować. Spocznij!
Zdecydowanym krokiem wyszedłem z kancelarii. Drażniły mnie i jednocześnie śmieszyły te wszystkie wojskowe konwenanse.  Jakby nie można było załatwić tego wszystkiego normalnie, tak jak w cywilu bez jakiegoś „baczność”, „spocznij” i „odmaszerować”. Ale co tam, najważniejsze było to, że miałem już przepustkę w garści. Teraz do szczęścia brakowało mi tylko zgody dziadka.

   Po kolacji zebrałem się na odwagę  i poszedłem do Miśka. W istocie czułem się poniżony tym, że muszę pytać go o to, czy mogę jechać na przepustkę zwłaszcza, że przecież nie był moim faktycznym przełożonym. Jednakże chęć spotkania się z Elizą znacznie przewyższała chwilowe cierpienie spowodowane nadszarpnięciem mojej godności osobistej. Pamiętam jak na unitarce oficer wychowawczy pouczał nas, że jak się idzie do wojska to godność osobistą powinno się zostawić za bramą. Chyba częściowo miał rację.


<-wstecz str. 8

dalej->